Czołem
Długo nic nie pisali, bo ich pustynne piaski powciągały. I dopiero w pierwszy szabat dało radę się jakoś wygrzebać. Od tygodnia pracujemy nad glinianą podłogą w naszym namiocie.Początki glinianej podłogi w namiocie...
Później zajmiemy się umeblowaniem, łóżka półki kuchenne etc. Namiot wojskowy made in the US. 50 m2. Jest, co urządzać. Wczoraj wieczorem położyliśmy ostatni fragment podłogi. Czekamy aż przeschnie a potem jeszcze dodatkowa warstwa oleju i terpentyny. Namiot będzie miał wodę, prąd i może internet J Na tą chwilę mieszkamy z Igalem, Anat i ich córeczką Alin w przyczepie, jak to oni nazywają. Jest to uniwersalny mieszkalny barak, jakich w okolicznych moszawach sporo. 40 mkw, łazienka, kuchnia 2 pokoje.
Na razie śpimy w pokoju gościnnym, który jest przy okazji garderobą i pracownią komputerową. Kiedy już wprowadzimy się do namiotu i kiedy zakończą się prace z nim związane zaczynamy budowę domu Yigala. 140 mkw, 1 piętro, gliniane cegły (kilka tyś. sztuk). W tygodniu byliśmy u znajomego cieśli, który zrobił dla nas piękne formy do cegieł w dwóch rozmiarach. Większe przeznaczone na ściany zewnętrzne, mniejsze na wewnętrzne.
Na lotnisku relaks, pszeniczne piwko i niemiecka czekolada. Wszystko było super, aż do momentu odprawy, kiedy okazało się, że nie możemy wejść na pokład, jeśli mamy bilet tylko w jedną stronę. Trochę się spociliśmy, a jedyną opcją było kupienie biletu powrotnego. No to kupiliśmy. Na styczeń, teraz kombinujemy, żeby go przebukować na połowę lipca. W Tel Avivie byliśmy przed północą. Gorąco było piekelnie(22 st o 4 rano) (w Munchen 6 st.). Znowu przygody, bo do miasta można było się dostać tylko pociągiem o tej porze, ale jeśli pasażer życzy sobie transportować rower musi go opakować, a ja [Filip] właśnie dopiero, co wyrzuciłem prześcieradła, którymi owinęliśmy rowery do samolotu. Olga szukała pomocy u pani sprzątaczki:
Hebrajski wyparował mi z głowy momentalnie... za drugim podejściem spróbowałam rosyjskiego, i jak znalazł pani sprzątająca w końcu mnie zrozumiała. Ale prześcieradeł już nie było, wciągnęło je do maszyny na śmieci. Dostałam potajemnie kilka worków plastikowych od pomocnej pani. Na 5 minut przed odjazdem pociągu przy pomocy żołnierza i pani kolejowej omotaliśmy rowery, sama prowizorka. W pustym pociągu o 3 nad ranem nikt nie zważał na nas i na nasze rowery. Tak samo, gdy przy zamkniętych bramkach dworcowych wyczynialiśmy akrobacje, żeby przenieść je, a potem osobno bagaże na drugą stronę...
Tel Aviv jeszcze się bawił, jechaliśmy chodnikiem w stronę morza, zatrzymaliśmy się w przed nocnym marketem, żeby coś dokupić na babciowy chleb. Nad nami latały nietoperze większe od gołębi. Potem posiłek na plaży, i poszukiwania noclegu. Znalazł się w końcu zakątek z widokiem na Jaffe, przypomniał się „Nawrócony w Jaffie” Hłaski, którego czytałem we Francji. Na naszym upatrzonym miejscu już ktoś spał, rozłożyliśmy się niedaleko i sen szybko nas dogonił. O poranku morze biło w brzeg białymi falami, serferzy powoli rozciągali mięsnie na plaży i jeden po drugim wchodzili do wody. Kosmiczna kąpiel, cudowny poranek.